Encyklopedia Zarządzania :: Ekonomia w jednej lekcji
Przeglądanie katalogu (kliknij)
Przeglądaj katalog alfabetyczny według autorów, tytułów lub słów kluczowych. Kliknij odpowiedni przycisk poniżej, a następnie wybierz pierwszą literę nazwiska, tytułu czy słowa kluczowego.
(cytat, str. 15) Spośród wszystkich nauk znanych człowiekowi właśnie ekonomia najbardziej roi się od błędów. To nie przypadek. Wystarczyłyby już wewnętrzne trudności samego przedmiotu, ale po tysiąckroć pomnaża je działanie czynnika, który nie odgrywa roli w na przykład fizyce, matematyce czy medycynie — jest nim specjalne zaangażowanie ze strony egoistycznych interesów.
(cytat, str. 16) Dzień dzisiejszy to jutro, które wczoraj lekceważyli źli ekonomiści. Długoterminowe skutki pewnych programów ekonomicznych mogą się okazać oczywiste w ciągu kilku miesięcy. Inne mogą nic być oczywiste nawet po kilku latach. Jeszcze inne - po całych dekadach. Ale w każdym przypadku długoterminowe skutki zawarte są w danym programie równie nieodwołalnie, jak kurczak w jaju czy kwiat w ziarnie. Z tego też punktu widzenia całą ekonomię można zawrzeć w jednej lekcji, a lekcję — w jednym zdaniu. Sztuka ekonomii polega na tym, by spoglądać nie tylko na bezpośrednie, ale i na odlegle skutki danego działania czy programu; by śledzić nie tylko konsekwencje, jakie dany program ma dla jednej grupy, ale jakie przynosi wszystkim.
(cytat, str. 17) Efektywny ekonomiczny popyt wymaga nie samej tylko potrzeby, ale odpowiedniej siły nabywczej. Potrzeby Indii są dziś bez porównania większe niż potrzeby Ameryki. Ale ich siła nabywcza, a zatem i „nowy przemysł , jaki może ona pobudzać, jest bez porównania mniejsza.
(cytat, str. 28) Wiele z błędów najczęściej spotykanych w ekonomicznym rozumowaniu bierze się ze szczególnie wyraźnej dziś skłonności, do myślenia w kategoriach abstrakcji — zbiorowości, „narodu” — zapomina się przy tym lub lekceważy jednostki, które się na nie składają i nadają sens tym terminom. Nikomu nie przyszłoby do głowy, że zniszczenia wojenne stanowią ekonomiczną korzyść, gdyby pomyślał najpierw o ludziach, których własność uległa zniszczeniu. Kto uważa, że zniszczenia wojny zwiększają całkowity „popyt”, zapomina o tym, że popyt i podaż są jedynie dwiema stronami tego samego medalu. Jest to ta sama rzeczywistość, tyle że widziana z różnych kierunków. Podaż wytwarza popyt, ponieważ u jej podstawy jest popyt. Podaż wytwarzanych przez ludzi rzeczy oznacza w istocie to, co mogą oni zaoferować w zamian za rzeczy, których sami pragną. W tym sensie wytwarzana przez rolnika podaż zboża stanowi podstawę jego popytu na samochody i inne dobra. Wszystko to są nieodłączne części nowoczesnego podziału pracy i ekonomii wymiany.
(cytat, str. 30) Popyt powojenny nigdy nie odtwarza dokładnie popytu przedwojennego. Ale te komplikacje nie powinny odwodzić nas od podstawowej prawdy, że bezsensowne niszczenie czegoś, co posiada rzeczywistą wartość, jest ostatecznie zawsze stratą, jest nieszczęściem albo klęską. Bez względu na okoliczności, które w konkretnym przypadku mogą wywoływać skutki przeciwne, nigdy — w ostatecznym rachunku — nie można uznać go za błogosławieństwo czy dobrodziejstwo.
(cytat, str. 31) Za wszystko, co dostajemy - pomijając wolne dary natury - musimy w pewien sposób zapłacić. Świat pełen jest tak zwanych ekonomistów, którzy są przeciwnego zdania i mają niezliczone projekty dawania czegoś za nic. Mówią nam oni, że rząd może wydawać i wydawać, w ogóle nie ściągając podatków; że może wciąż powiększać swój dług, nie spłacając go nigdy, ponieważ „winni jesteśmy sami sobie”.
(cytat, str. 32) za wszystkie wydatki rządu trzeba ostatecznie zapłacić pieniędzmi uzyskanymi z podatków; że sama inflacja jest niczym innym, jak formą opodatkowania, i to formą szczególnie zwodniczą.
(cytat, str. 42) Istnieje jednak zasadnicza różnica między pożyczkami udzielanymi przez prywatnych pożyczkodawców a tymi, których udziela agencja rządowa. Każdy prywatny pożyczkodawca ryzykuje swoimi własnymi funduszami. (Bankier ryzykuje funduszami, które powierzyli mu inni, to prawda; jednak jeśli straci pieniądze, to albo będzie musiał wydać sporo własnych funduszy, albo wypadnie z rynku). Gdy ludzie ryzykują własnymi funduszami, zazwyczaj starają się dokładnie ustalić, czy zabezpieczające pożyczkę aktywa mają odpowiednią wartość, czy przedsiębiorstwo jest dobrze prowadzone, zaś pożyczkobiorca — uczciwy. Gdyby rząd działał wedle takich samych ścisłych standardów, nie byłoby w ogóle żadnych argumentów, by miał wkraczać na to pole. Dlaczego robić dokładnie to, co robią już podmioty prywatne? Ale rząd prawie zawsze działa według odmiennych standardów.
(cytat, str. 49) Do najbardziej żywotnych błędów ekonomicznych należy przekonanie, że maszyny w ostatecznym rachunku wywołują bezrobocie. Tysiące razy obalany, odradzał się tysiące razy z własnych popiołów, za każdym razem równie śmiały i rześki. Zawsze, gdy dochodzi do długotrwałego i masowego bezrobocia, maszyny oskarża się na nowo. Błąd ten wciąż stanowi podstawę wielu praktyk związków zawodowych. Opinia publiczna toleruje je, gdyż albo wierzy, że w zasadzie związki mają rację, albo jest zbyt zdezorientowana, dokładnie uświadomić sobie, na czym polega ich błąd.
(cytat, str. 52) Różne lokalne związki zawodowe malarzy nakładały ograniczenia na użycie rozpylaczy do farby, ograniczenia w wielu przypadkach pomyślane wyłącznie po to, by zwiększać ilość miejsc pracy w wyniku wolniejszego tempa nakładania farby pędzlem. Lokalny związek kierowców domagał się, by każda ciężarówka wjeżdżająca na teren metropolii Nowego Jorku miała dodatkowego lokalnego kierowcę — oprócz kierowcy już zatrudnionego. W licznych miastach związki elektryków żądały, by w przypadku użycia przy budowie dowolnego tymczasowego urządzenia dostarczającego światła lub mocy zatrudniano do jego konserwacji pełnoetatowego elektryka, któremu nie byłoby wolno podejmować jakichkolwiek prac na budowie. Przepis ten, według Edwardsa, „często oznacza wynajęcie człowieka, który spędza dzień czytając lub stawiając pasjanse i nie robi nic poza tym, że na początek i na koniec dnia wciska przełącznik”. Można by przywoływać podobne praktyki stosowane w wielu innych dziedzinach. W kolejnictwie związki domagały się, by zatrudniać strażaków przy takich rodzajach lokomotyw, które ich nie potrzebują. W teatrach związki żądały zatrudniania pracowników do zmiany dekoracji nawet przy sztukach, w których dekoracji w ogóle nie było. Związki muzyków domagały się zatrudniania tak zwanych „stałych” muzyków, a nawet całych orkiestr, w wielu przypadkach, w których potrzebne były jedynie nagrania płytowe.
(cytat, str. 59) Byłoby jednak nieporozumieniem sądzić, że główną funkcją maszyn czy wynikiem ich zastosowania jest tworzenie miejsc pracy. Prawdziwym wynikiem jest podniesienie produkcji, podniesienie standardu życia, zwiększenie dobrobytu ekonomicznego. To nie sztuka zatrudnić wszystkich, nawet (czy zwłaszcza) w gospodarce najbardziej prymitywnej. Pełne zatrudnienie — naprawdę pełne: długotrwałe, nużące, przygniatające do ziemi — znamienne jest właśnie dla narodów najbardziej przemysłowo opóźnionych. Tam, gdzie zatrudnienie jest już pełne, nowe maszyny, wynalazki i odkrycia nie mogą — dopóki z upływem czasu nie wzrośnie zaludnienie — zwiększyć zatrudnienia. Prawdopodobnie zwiększą bezrobocie (ale mam tu na myśli bezrobocie dobrowolne, a nie przymusowe), ponieważ ludzi stać będzie teraz na to, by pracować mniej godzin, a dzieci i starsi w ogóle nie będą musieli podejmować pracy.
(cytat, str. 59) Powtórzmy — maszyny powodują wzrost produkcji i wzrost standardu życia. Mogą doprowadzić do tego na dwa sposoby. Dzięki nim dobra stają się tańsze i tym samym łatwiej dostępne dla konsumentów (jak w naszym przykładzie dotyczącym płaszczów) albo następuje wzrost płac, gdyż zwiększa się wydajność robotników. Innymi słowy, maszyny albo zwiększają płace nominalne, albo obniżając ceny zwiększają ilość towarów i usług, które można kupić za te same płace nominalne. Niekiedy powodują jedno i drugie. Faktyczny przebieg zdarzeń zależy w znacznym stopniu od polityki pieniężnej prowadzonej w danym kraju. Ale w każdym przypadku maszyny, wynalazki i odkrycia zwiększają realne płace.
(cytat, str. 59) Pokrewnym błędem jest przekonanie, że na świecie jest do wykonania tylko pewna ustalona ilość pracy i że, jeśli nie możemy powiększyć tej ilości, wymyślając bardziej żmudne metody pracy, możemy przynajmniej wymyślić metody, pozwalające rozłożyć ją na jak największą liczbę ludzi.
(cytat, str. 67) Programy „rozłożenia pracy” opierają się także, co wskazaliśmy na początku, na fałszywym założeniu, że istnieje pewna ustalona ilość pracy do wykonania. Trudno o większy błąd. Ilość pracy do wykonania nie ma granic — tak długo, jak długo pozostanie choć jedna ludzka nie spełniona potrzeba czy pragnienie, które można zaspokoić pracą. W nowoczesnej ekonomii wymiany największą ilość pracy można wykonać wtedy, gdy ceny, koszty i płace są do siebie najlepiej dostosowane. Na czym polegają ich związki — będziemy rozważać później.
(cytat, str. 68) Widzą żołnierzy, którzy zwolnieni wkraczają na rynek pracy. Skąd weźmie się „siła nabywcza”, która pozwoli ich zatrudnić? Jeśli założymy, że budżet jest zrównoważony, odpowiedź jest prosta. Rząd przestanie utrzymywać żołnierzy. Natomiast podatnikom pozwoli się zachować środki finansowe, które wcześniej zabierano im na utrzymanie żołnierzy. Tak więc podatnicy będą mieli dodatkowe środki, aby kupować dodatkowe dobra. Innymi słowy — popyt cywilny będzie wzrastał i da zatrudnienie dodatkowej sile roboczej, jaką stanowią byli żołnierze.
(cytat, str. 70) Argument powołujący się na „siłę nabywczą” jest, jeśli rozważy się go poważnie, zupełnie fantastyczny. Dokładnie tak samo mógłby się stosować do rabującego cię gangstera czy złodzieja. Gdy odbierze ci pieniądze, jego siła nabywcza jest większa. Wspomaga za jej pomocą bary, restauracje, nocne kluby, krawców, być może robotników w przemyśle samochodowym. Ale na każde miejsce pracy, wytworzone przez jego wydatki, przypada miejsce pracy, które ty przestajesz wytwarzać, ponieważ masz mniej do wydania. Gdy złodziej zabiera ci pieniądze, nic nie dostajesz w zamian. Gdy przez podatki zabiera ci się pieniądze po to, aby utrzymywać niepotrzebnych biurokratów, sytuacja jest dokładnie taka sama. Mielibyśmy jednak szczęście, gdyby niepotrzebni biurokraci byli zwykłymi, wygodnymi próżniakami. Dziś jest o wiele bardziej prawdopodobne, że są energicznymi reformatorami, gorliwie zakłócającymi produkcję i zniechęcającymi do niej. Jeśli jedynym argumentem na rzecz utrzymywania jakiejś grupy urzędników jest jej siła nabywcza, to znak, że nadszedł czas, aby się ich pozbyć.
(cytat, str. 72) Przekładając tę podstawową zasadę na terminy gospodarki narodowej moglibyśmy powiedzieć, że nasz rzeczywisty cel polega na maksymalizacji produkcji. Jeśli do tego się zmierza, pełne zatrudnienie — to jest brak nie zamierzonej bezczynności — staje się nieodzownym produktem ubocznym. Ale celem jest produkcja, a zatrudnienie — jedynie środkiem. Nie możemy mieć stałej pełnej produkcji bez pełnego zatrudnienia. Natomiast możemy bardzo łatwo osiągnąć pełne zatrudnienie bez pełnej produkcji.
(cytat, str. 72) Na temat płac i zatrudnienia dyskutuje się w taki sposób, jak gdyby nie miały one żadnego związku z wydajnością i produkcją. Zakłada się, że do wykonania jest ustalona ilość pracy, a stąd wyciąga wniosek, iż trzydziestogodzinny tydzień pracy zapewni większe zatrudnienie niż czterdziestogodzinny i z tego powodu jest bardziej pożądany. To pomieszanie sprawia, że toleruje się setki związkowych praktyk powiększających zatrudnienie.