Przeglądaj katalog alfabetyczny według autorów, tytułów lub słów kluczowych. Kliknij odpowiedni przycisk poniżej, a następnie wybierz pierwszą literę nazwiska, tytułu czy słowa kluczowego.
(cytat, str. 208) Jednym z najgorszych skutków podtrzymywania mitów Keynesa jest nie tylko to, że zaleca się wciąż większą i większą inflację, ale że systematycznie odwraca się uwagę publiczną od rzeczywistych przyczyn naszego bezrobocia, takich jak uzyskane przez związki zawodowe nadmierne stawki płac, ustawowe place minimalne, nadmierne i obejmujące zbyt długie okresy zasiłki dla bezrobotnych oraz zbyt szczodre wypłaty zasiłków socjalnych. Jednak inflacja, chociaż nierzadko po części zamierzona, jest dziś przede wszystkim skutkiem innych programów interwencji rządu w gospodarkę. Mówiąc krótko, jest skutkiem Państwa Redystrybucji — wszystkich tych programów, które ograbiają Piotra, by jego pieniędzmi hojnie obdarzyć Pawła.
(cytat, str. 70) Argument powołujący się na „siłę nabywczą” jest, jeśli rozważy się go poważnie, zupełnie fantastyczny. Dokładnie tak samo mógłby się stosować do rabującego cię gangstera czy złodzieja. Gdy odbierze ci pieniądze, jego siła nabywcza jest większa. Wspomaga za jej pomocą bary, restauracje, nocne kluby, krawców, być może robotników w przemyśle samochodowym. Ale na każde miejsce pracy, wytworzone przez jego wydatki, przypada miejsce pracy, które ty przestajesz wytwarzać, ponieważ masz mniej do wydania. Gdy złodziej zabiera ci pieniądze, nic nie dostajesz w zamian. Gdy przez podatki zabiera ci się pieniądze po to, aby utrzymywać niepotrzebnych biurokratów, sytuacja jest dokładnie taka sama. Mielibyśmy jednak szczęście, gdyby niepotrzebni biurokraci byli zwykłymi, wygodnymi próżniakami. Dziś jest o wiele bardziej prawdopodobne, że są energicznymi reformatorami, gorliwie zakłócającymi produkcję i zniechęcającymi do niej. Jeśli jedynym argumentem na rzecz utrzymywania jakiejś grupy urzędników jest jej siła nabywcza, to znak, że nadszedł czas, aby się ich pozbyć.
(cytat, str. 68) Widzą żołnierzy, którzy zwolnieni wkraczają na rynek pracy. Skąd weźmie się „siła nabywcza”, która pozwoli ich zatrudnić? Jeśli założymy, że budżet jest zrównoważony, odpowiedź jest prosta. Rząd przestanie utrzymywać żołnierzy. Natomiast podatnikom pozwoli się zachować środki finansowe, które wcześniej zabierano im na utrzymanie żołnierzy. Tak więc podatnicy będą mieli dodatkowe środki, aby kupować dodatkowe dobra. Innymi słowy — popyt cywilny będzie wzrastał i da zatrudnienie dodatkowej sile roboczej, jaką stanowią byli żołnierze.
(cytat, str. 83) Skutkiem cła jest więc zmiana struktury amerykańskiej gospodarki. Pod jego wpływem w każdej gałęzi zmienia się liczba miejsc pracy, rodzaj miejsc pracy, jej względna wielkość w porównaniu z innymi branżami. W jego wyniku wzrastają te gałęzie, w których jesteśmy stosunkowo mało wydajni, kurczą zaś te, w których jesteśmy stosunkowo wydajni. Zatem w ostatecznym rachunku amerykańska wydajność zmniejsza się — jak również zmniejsza się wydajność w krajach, z którymi w innych warunkach prowadzilibyśmy większą wymianę. W długich okresach — niezależnie od wszystkich argumentów za i przeciw — zagadnienie cła jest nieistotne dla problemu zatrudnienia. (To prawda, że nagłe zmiany cła, zarówno w górę, jak i w dół, mogą wytwarzać czasowe bezrobocie, ponieważ wymuszają one odpowiednie zmiany w strukturze produkcji. Takie nagłe zmiany mogą nawet wywoływać recesję). Jednak cło jest istotne dla problemu płac. W długich okresach zwykle powoduje ono spadek płac realnych, ponieważ zmniejsza wydajność, produkcję i bogactwo.
(cytat, str. 201) Postęp ekonomiczny nigdy jednak nie następował i przypuszczalnie nigdy nie będzie następował w sposób tak całkowicie wyrównany. Postęp pojawia się dziś w tej, a jutro w tamtej gałęzi produkcji. A jeśli dochodzi do nagłego wzrostu podaży towaru, w którego produkcji mam udział, albo gdy nowy wynalazek czy odkrycie sprawiają, że to, co produkuję, nie jest już potrzebne, świat cieszy się zyskiem, a mnie — i grupę producentów, do której należę — dotyka tragedia. Tak więc nawet jeśli obserwator zwiększonej podaży lub nowego wynalazku jest bezstronny, to uderza go przede wszystkim nie rozproszony zysk, lecz skoncentrowana strata.
(cytat, str. 97) Można tu jednak podkreślić, że gdy rolnik obniża produkcję pszenicy, aby osiągnąć cenę parytetową, może istotnie otrzymać wyższą cenę za każdy buszel, jednak produkuje i sprzedaje mniej buszli. Tak więc jego dochód nie wzrasta w proporcji do ceny. Uświadamiają to sobie nawet niektórzy spośród rzeczników cen parytetowych i robią z tego argument na rzecz dalej idącego parytetu — parytetu dochodów rolników. To jednak można osiągnąć wyłącznie drogą subsydiów, których bezpośrednie koszty ponoszą podatnicy. Innymi słowy — aby pomóc rolnikom, zmniejsza się siłę nabywczą pracowników miejskich, a ponadto innych jeszcze grup
(cytat, str. 111) Mówiąc najkrócej — każda produkcja wymaga wyrzeczenia się czegoś innego. W istocie same koszty produkcji można zdefiniować jako koszt rzeczy (takich jak bezczynność i przyjemność, inaczej wykorzystane surowce itd.). z których rezygnujemy po to, by wytworzyć dany produkt.
(cytat, str. 160) W ten sposób dochodzimy do problemu ogólnego znaczenia i skutków równowagi ekonomicznej. Płace i ceny równowagowe to takie, przy których popyt i podaż wyrównują się. Jeśli usiłuje się —za pomocą przymusu stosowanego przez rząd lub też przez czynniki prywatne — wywindować ceny powyżej poziomu równowagi, zmniejsza się popyt, a tym samym produkcja. Jeśli usiłuje się zepchnąć ceny poniżej poziomu równowagi, wynikające stąd ograniczenie zysków albo ich całkowita likwidacja oznaczać będzie spadek podaży — czyli nowej produkcji. Tak więc każda próba wymuszenia cen na poziomie czy to wyższym, czy to niższym od poziomu równowagi (a jest to poziom, w stronę którego kieruje ceny wolny rynek) będzie powodować ograniczenie wielkości produkcji i zatrudnienia, które będą niższe, niż skądinąd mogłyby być.
(cytat, str. 42) Istnieje jednak zasadnicza różnica między pożyczkami udzielanymi przez prywatnych pożyczkodawców a tymi, których udziela agencja rządowa. Każdy prywatny pożyczkodawca ryzykuje swoimi własnymi funduszami. (Bankier ryzykuje funduszami, które powierzyli mu inni, to prawda; jednak jeśli straci pieniądze, to albo będzie musiał wydać sporo własnych funduszy, albo wypadnie z rynku). Gdy ludzie ryzykują własnymi funduszami, zazwyczaj starają się dokładnie ustalić, czy zabezpieczające pożyczkę aktywa mają odpowiednią wartość, czy przedsiębiorstwo jest dobrze prowadzone, zaś pożyczkobiorca — uczciwy. Gdyby rząd działał wedle takich samych ścisłych standardów, nie byłoby w ogóle żadnych argumentów, by miał wkraczać na to pole. Dlaczego robić dokładnie to, co robią już podmioty prywatne? Ale rząd prawie zawsze działa według odmiennych standardów.
(cytat, str. 135) O pracy myśli się w sposób tak emocjonalny i tak wykrzywiony przez politykę, że w większości dotyczących jej dyskusji lekceważy się najbardziej oczywiste zasady. Ludzie, którzy pierwsi zaprzeczyliby twierdzeniu, że można doprowadzić do koniunktury sztucznie podnosząc ceny, którzy pierwsi podkreślaliby, że ustawowe płace minimalne mogą być najbardziej szkodliwe dla tych właśnie przemysłów, którym miały pomóc, będą jednak opowiadać się za tym ustawodawstwem i bez wahania potępiać jego przeciwników. Tymczasem powinno być jasne, że ustawodawstwo dotyczące płac minimalnych ma w najlepszym wypadku tylko ograniczoną skuteczność w walce ze złem, jakim są niskie płace, i że dobro, które można dzięki niemu osiągnąć, będzie przekraczać szkody tylko wtedy, gdy cele tego ustawodawstwa są umiarkowane. Im bardziej jest ono ambitne, im większą liczbę pracowników usiłuje objąć, im bardziej chce podnieść ich płace, tym bardziej jest pewne, że skutki szkodliwe przeważą nad dobrymi.
(cytat, str. 82) Cło opisywano jako środek, za pomocą którego producent odnosi korzyści kosztem konsumenta. W pewnym sensie jest to opis poprawny. Zwolennicy ceł myślą tylko o interesach producentów, którym wprowadzenie konkretnych ceł przynosi bezpośrednie korzyści. Zapominają o interesach konsumentów, którym konieczność opłacania cła przynosi bezpośrednie szkody. Ale błędem jest, jeśli zagadnienie cła rozpatruje się tylko w ten sposób, jakby ujawniało ono jedynie konflikt pomiędzy interesami producentów jako całości a podobnie rozumianymi interesami konsumentów. To prawda, że cło przynosi szkodę wszystkim konsumentom jako takim. Nie jest jednak prawdą, że przynosi korzyść wszystkim producentom jako takim. Wręcz przeciwnie —jak właśnie zobaczyliśmy, wspomaga ono producentów w chronionych branżach kosztem wszystkich innych, a w szczególności tych, którzy mają stosunkowo duże możliwości eksportowe.
(cytat, str. 127) Mówiąc krótko, gdy w grę wchodzą zagadnienia ekonomiczne, okazuje się, że wszyscy mamy złożoną naturę. Każdy z nas jest producentem, podatnikiem, konsumentem. Polityka, za jaką się opowiada, zależy od konkretnego sposobu, w jaki myśli o sobie w danej chwili. Czasami bowiem jest doktorem Jekyllem, a czasami panem Hyde’em. Jako producent pragnie inflacji (myśląc głównie o swoich usługach czy produktach); jako konsument pragnie cen maksymalnych (myśląc głównie o tym, co musi zapłacić za produkty innych). Jako konsument może być orędownikiem subsydiów lub zgadzać się na nie; jako podatnik oburzy się, że musi je płacić.
(cytat, str. 98) Rolnicy, którzy domagali się cen parytetowych, rzeczywiście mieli się na co uskarżać. Cła ochronne przynosiły im więcej szkód, niż sobie z tego zdawali sprawę. Obniżając import artykułów przemysłowych, obniżały również eksport artykułów rolnych, ponieważ uniemożliwiały innym narodom uzyskanie dolarów, koniecznych na zakup naszych produktów rolniczych. Niemniej przywołana właśnie argumentacja nie wytrzymuje próby. Fałszywe są nawet sugerowane przez nią fakty. Nie ma powszechnego cła na wszystkie produkty „przemysłowe” czy pozarolnicze. Wiele gałęzi krajowego przemysłu czy eksportu nie podlega ochronie celnej. Jeśli z powodu cła pracownik miejski musi zapłacić wyższą cenę za wełniane koce czy płaszcze, czy można mu to „kompensować”, każąc mu zapłacić wyższą cenę także za ubranie z bawełny oraz artykuły żywnościowe? Czy też po prostu rabuje się go dwa razy? Niektórzy powiadają: wyrównajmy to wszystko, przyznając równą „ochronę” wszystkim. To jednak jest niemożliwe teoretycznie i praktycznie.
(cytat, str. 113) Właśnie dlatego, że istnieje klasa zawodowych spekulantów podejmujących ryzyko, nie muszą go brać na siebie rolnicy i młynarze. Rynek udziela im ochrony. Zatem w normalnych warunkach, gdy spekulanci dobrze wykonują swoją pracę, zyski rolników i młynarzy zależeć będą głównie od ich umiejętności i pracowitości, a nie od wahań na rynku.
(cytat, str. 160) Jednak zyski są tą postacią dochodu, która wywołuje największą wrogość. Jest rzeczą znaczącą, że o ile w języku angielskim istnieje słowo „spekulant” (profiteer) utworzone od wyrazu „zysk” {profit), używane w celu napiętnowania tych, którzy osiągają rzekomo nadmierne zyski, to nie ma słów utworzonych w podobny sposób od wyrazów „płaca” lub „strata”. Jednak zyski właściciela zakładu fryzjerskiego mogą wynosić średnio nie tylko o wiele mniej niż zarobki gwiazdy filmowej czy szefa firmy zatrudnianego przez korporację stalową, ale nawet mniej niż średnia płaca wykwalifikowanego robotnika.
(cytat, str. 16) Dzień dzisiejszy to jutro, które wczoraj lekceważyli źli ekonomiści. Długoterminowe skutki pewnych programów ekonomicznych mogą się okazać oczywiste w ciągu kilku miesięcy. Inne mogą nic być oczywiste nawet po kilku latach. Jeszcze inne - po całych dekadach. Ale w każdym przypadku długoterminowe skutki zawarte są w danym programie równie nieodwołalnie, jak kurczak w jaju czy kwiat w ziarnie. Z tego też punktu widzenia całą ekonomię można zawrzeć w jednej lekcji, a lekcję — w jednym zdaniu. Sztuka ekonomii polega na tym, by spoglądać nie tylko na bezpośrednie, ale i na odlegle skutki danego działania czy programu; by śledzić nie tylko konsekwencje, jakie dany program ma dla jednej grupy, ale jakie przynosi wszystkim.
(cytat, str. 15) Spośród wszystkich nauk znanych człowiekowi właśnie ekonomia najbardziej roi się od błędów. To nie przypadek. Wystarczyłyby już wewnętrzne trudności samego przedmiotu, ale po tysiąckroć pomnaża je działanie czynnika, który nie odgrywa roli w na przykład fizyce, matematyce czy medycynie — jest nim specjalne zaangażowanie ze strony egoistycznych interesów.
(cytat, str. 173) Co więcej — w warunkach inflacji niemożliwa jest kontrola wartości pieniądza. Jak to bowiem widzieliśmy, związek przyczynowy nigdy nie jest po prostu mechaniczny. Nie można na przykład powiedzieć z góry, że wzrost ilości pieniądza o 100 procent oznaczać będzie spadek wartości jednostki pieniężnej o 50 procent. Wartość pieniądza, jak widzieliśmy, zależy od subiektywnych ocen dokonywanych przez tych, którzy go posiadają. Te zaś oszacowania nie zależą wyłącznie od ilości pieniędzy, jakimi dysponuje każda osoba.
(cytat, str. 175) Wydaje się więc niemożliwe, by w obecnych warunkach polityka taka mogła osiągnąć swoje cele ekonomiczne i polityczne. Właśnie bowiem najpotężniejsze związki, zrzeszające robotników, których stawki płac być może najbardziej wymagają korekty, będą domagać się podwyżki plac przynajmniej proporcjonalnie do wzrostu indeksu kosztów utrzymania. Jeśli przeważy nacisk potężnych związków, niewłaściwe relacje pomiędzy cenami i najważniejszymi stawkami płac pozostaną nietknięte. W rzeczywistości struktura plac może wykrzywić się jeszcze bardziej;